Moja (nie)Przyjazna Komunikacja
Grill na Ligocie w Katowicach należał do udanych. Po skończonej imprezie, spiesząc się do domu, biegłem na ostatni tramwaj. Jacyś ludzie na przystanku – chyba zdążyłem. Zajebiście, nie?
Otóż nie. Przez awarię jednego tramwaju w innej dzielnicy, musiałem czekać blisko dwadzieścia minut na zastępczy autobus. I całe wydarzenie miało miejsce nie w stolicy Górnego Śląska, lecz w Częstochowie.
Jechałem czerwonym tramwajem…
Wczorajszy skromny incydent nie został przywołany bez powodu. Kilka dni temu częstochowskie MPK ogłosiło przetarg na zakup dziesięciu nowych tramwajów. Wróciła też przy okazji dyskusja o powstaniu kolejnej linii tramwajowej. Nowe torowisko, ciągnące się od ul. Dekabrystów do szpitala na Parkitce, mierzyłoby niecałe 3 kilometry. Największymi orędownikami tego pomysłu są radni Platformy Obywatelskiej oraz Częstochowski Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej. Jeszcze pięć lat temu Częstochowa mogła się "poszczycić" de facto tylko jedną linią, którą kursowały bimbaje. Fajnie więc, że rozbudowa sieci nadal trwa. Szkoda tylko, że rządzące elity oraz miejski przewoźnik zapominają o obecnych problemach – nękających całą komunikację, a nie tylko pojazdy szynowe. A lista grzechów jest dłuższa niż łączna długość tras tramwajowych.
fot. Aneta Kaczmarek (Dziennik Zachodni)
Ja wysiadam!
Zdecydowanie największą bolączką są opóźnienia pojazdów (a zwłaszcza tramwajów) – nieraz sięgające ponad pięć minut! I to nie tak, że autobus się spóźnia z powodu jakiegoś wypadku czy klęski żywiołowej. Problemy z dojazdem na czas zdarzają się niemal codziennie! (Co najzabawniejsze, w Krakowie czy Katowicach wraz z sąsiednimi gminami – a więc miastach znacznie większych od Częstochowy – opóźnienia zdarzają się bardzo rzadko). Jedną z przyczyn niewzorowej punktualności jest zacofanie technologiczne, a dokładniej brak automatów biletowych w pojazdach (za wyjątkiem najnowszych Solarisów). Biedny kierowca/motorniczy musi nieraz obsłużyć blisko tuzin pasażerów pod rząd, przez co czas podróży się wydłuża. Tak więc za każdym razem człowieka szlag trafia, gdy banda idiotów nie może wcześniej kupić biletów w kiosku. Zastój technologiczny mocniej jeszcze uderza w sytuacji jakiejś awarii – ludzie na przystankach zazwyczaj dowiadują się o usterce oczekiwanego pojazdu od innych osób na ulicy. Elektroniczne tablice informacyjne, ustawione na przystankach, rozwiązałyby problem, jakim jest zniecierpliwienie pasażerów.
To wstyd, że dopiero w zeszłym roku częstochowskie MPK odkryło coś takiego jak biletomaty!
A jak już taki tramwaj czy autobus w końcu przyjedzie, nieraz okazuje się, że zamiast ładnego, niskopodłogowego pojazdu – jak było napisane w rozkładzie – zawitał stary gruchot. Lub na odwrót. Zresztą, nowoczesny tabor nie zawsze jest gwarantem komfortowej jazdy. Zawracanie pojazdów do zajezdni i podmiana na inny, zapasowy model, występują chyba za często. A klimatyzacja nie zawsze działa prawidłowo – najlepiej jest zwłaszcza podczas trzydziestostopniowych upałów. Ba, pasażerowie od czasu do czasu mogą się rozgrzać dzięki nie słońcu i duchocie, a wybuchowemu napędowi autobusu! Bombowo wręcz.
Gdyby Święty Mikołaj poruszał się częstochowską komunikacją, na pewno by nie rozesłał wszystkich prezentów na czas!
Tramwaj zwany rozczarowaniem
Jasnogórskie miasto jest ostatnią polską miejscowością, w której ruszyły bimbaje. Oraz miastem, w którym najbardziej lekceważy się komunikację miejską. Bo uruchomienie linii tramwajowej na Wrzosowiaku i Błesznie – co jest uważane za jeden z największych politycznych sukcesów Matyjaszczyka – wydaje się błahe przy tak licznych problemach, jakimi są nagminne opóźnienia, wadliwość nowego taboru oraz dyskryminacja mieszkańców Starego Rakowa, którzy nadal muszą podróżować peerelowskimi Konstalami. A doprowadzenie linii tramwajowej na Parkitkę może stanowić dla działaczy i polityków popierających ten pomysł kartę przetargową przy następnych wyborach samorządowych. Dlatego: sorry, panowie! – ale dopóki MPK nie weźmie się w garść i nie rozwiąże obecnych problemów – z wami na Parkitkę nie jadę.